Najnowsze tematy:
Bywam w Zakopanem coraz mniej chętnie, bo „tamtego” Zakopanego już nie ma… Nie istnieją miejsca, które lubiłem, w mojej ulubionej kawiarence oferującej onegdaj najlepszą kawę w południowej Polsce sprzedają buty, po Krupówkach pętają się tłumy ludzi, którzy na pewno nie przyjechali po to, by iść w góry…
Bartosz Twarowski: Proszę nam opowiedzieć, jak powstają Pana rysunki? Ile czasu zajmuje przeniesienie pomysłu na papier?
Zygmunt Pytlik: Jeżeli już jest pomysł, to zrealizowanie go jest kwestią, w zależności od stopnia skomplikowania, jednej-dwóch godzin. Gwoli ścisłości, aktualnie „przenoszę” nie na papier, bowiem od kilku lat jestem absolutnie „ekologiczny”, wszystko powstaje od razu w wersji elektronicznej, rysowane rzecz jasna „uczciwie”, odręcznie, tyle że na tablecie graficznym i w stosownym programie.
Skąd się te pomysły biorą? Tylko proszę nie mówić, że z życia. Przeważa wyobraźnia, czy obserwacja?
I jedno i drugie, a ściślej, to obserwacja ubarwiona wyobraźnią. Szczerze mówiąc jest to kwestia mojego „skrzywionego” spojrzenia na rzeczywistość. Tak jakoś „od zawsze” w jej ogólnej ponurości starałem się znaleźć (na zasadzie „odtrutki”) coś zabawnego. A inspiracją może być wszystko. Czasem jest to jakaś autentycznie zabawna sytuacja, czasem „zwykła”, ubarwiona wyobraźnią właśnie (na zasadzie – co by było, gdyby…), niekiedy luźne skojarzenie z jakimś zasłyszanym słowem czy fragmentem rozmowy. Wychodzi więc na to, że jednak „przeważa wyobraźnia”!
Dlaczego akurat góry i Podhale są głównym tematem Pana rysunków?
Trochę z wyboru, a trochę z zapotrzebowania. Na początku mojego rysowania, mimo że góry lubiłem zawsze, te tematy pojawiały się sporadycznie, jako że głównie „specjalizowałem się” w „czarnym” (a raczej „czerwonym”) humorze, publikując na łamach ś.p. „Karuzeli” „makabreski” (nb cieszące się sporą popularnością).. Gdy pismo „padło” i udało mi się nawiązać współpracę z rodzącym się wtedy Tygodnikiem, „Podhalańskim” właśnie, potem przez kilka lat z również ”podhalańską” gazetą „Nasze Strony” i znów, co trwa do dziś, z „Tygodnikiem” i to lokalizacja niejako wymusiła skupienie się na takiej tematyce. A tematyka tym wdzięczniejsza, że, jak wiadomo, góralskie „klimaty” są „samograjem” ;-)
Na Pana rysunkach dominują żarty z ceprów. Czy przyjezdni na Podhalu bywają aż tak zabawni dla miejscowych, czy też to zmęczenie turystami prowokuje do żartów?
Staram się po równo „obśmieszać” i przyjezdnych i autochtonów. Robię to chyba jednak wystarczająco „dobrotliwie”, bo do tej pory nikt się na mnie nie obraził ;-) Zarówno jedni, jak i drudzy funkcjonują w tzw. świadomości społecznej wedle pewnych stereotypów (niekoniecznie prawdziwych), więc wystarczy to „ograć” i jest śmiesznie. A żeby „zmęczyć się turystami” nie trzeba nawet mieszkać na Podhalu – wystarczy, jako turysta właśnie, przespacerować się Krupówkami w sezonie, a wtedy to nawet ochota do żartów przechodzi ;-)